niedziela, 6 lipca 2014

– Rozdział 21 –


Ciemność jest wszędzie.
To mój umysł nią jest.
Każda myśl przesiąka nicością.
Czy to właśnie śmierć?
Bo jeżeli tak, to jest do bani.

Odwracam głowę, zdając sobie sprawę, że coś za mną zaskrzypiało. Zakrywam usta dłonią, zauważając moją prababcię i wujka.
- Anastazjo! Stój. - mówią jednocześnie, kiedy chcę zrobić krok w ich stronę.
- Dlaczego? - pytam, patrząc na nich uważnie.
- Jeżeli ruszysz, już  tam nie wrócisz. Jesteś teraz pomiędzy. Masz szansę zawrócić z powrotem. - tłumaczy wujek, a ja spoglądam za siebie. Tam również pojawia się światło, a w nim... Harry pochylony nad moim łóżkiem.
Jego oczy są spuchnięte i zaczerwienione,  usta spierzchnięte.
- Co jeśli pójdę z Wami? - marszczę czoło, po co ja w ogóle zadaje takie pytanie, skoro wiem, że się cofnę.
- Nie martw się, Ana. Zobaczymy się wkrótce. - uśmiecha się prababcia. Ufam im.
- Kocham Was. - dodaje, nim znikają.
Teraz moja kolej.
Biegnę w stronę ściany jasnych promieni, chcę jedynie znaleźć się ponownie obok niego. Powiedzieć mu, jak bardzo go kocham i, jak bardzo za nim tęsknię. Chcę powiedzieć mu, że nie potrafię bez niego żyć, że to on jest moją prawdziwą miłością, o którą chcę walczyć, już zawsze.
To jednak nie jest takie proste. Droga wcale nie jest taka  krótka.
Czuję, że słabnę, ale za każdym razem, gdy chcę się poddać, patrzę na niego i wiem, iż mam po co się starać, dlatego wciąż pędzę, aż wreszcie dotykam upragnionego celu.
Przenikam przez niego, przemierzając drogę pełną wspomnień.
Uśmiecham się, widzą ujęcia z dzieciństwa, jak i te aktualne między innymi ze Styles'em. Są jednak też takie, które za wszelką cenę chcę wyrzucić z głowy.
Jestem.
Udało się.

***

Otwieram gwałtownie powieki, co skutkuje ich ponownym zamknięciem. Biorę szybkie wdechy. Mam w głowie pustkę.
Marszczę czoło, zaciskając palce na prześcieradle. Gdzie ja jestem? Co się stało?
- Doktorze, obudziła się! - słyszę krzyk, który wywołuje ból głowy.
Chcę coś powiedzieć, lecz nie potrafię. Otwieram usta, lecz nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Co do cholery!
Spoglądam z przerażeniem na Harry'ego, który bacznie mi się przygląda. Wskazuję brodą na gardło. Już rozumie.
- Nie możesz mówić... - szepcze, zagryzając wargę, co wygląda naprawdę seksownie. Tak, dopiero się budzę po... No właśnie, po czym?
- Tak? Och, Anastazja! Jak dobrze, że do Nas wróciłaś! - mówi doktor, tylko dlaczego on mówi po polsku?
Jestem zagubiona.
- Harry, idę załatwić sale do badań, a Ty powoli wyjaśnij wszystko naszej Anie. - prosi lekarz, opuszczając pokój.
Kieruję wzrok na chłopaka, który przybliża się z krzesełkiem do mojego łóżka. Bierze głęboki oddech i zaczyna mówić.
- Jechałem samochodem, właściwie to czekałem na kogoś w nim. Wtedy  zadzwoniła Twoja mama. Pytała, czy jesteś ze mną, płakała. Miałaś wypadek, Twój lot okazał się tragiczny w skutkach i mam nadzieję, że sobie go nie przypomnisz, bo z tego, co wiem, to wewnątrz samolotu działy się same okropne rzeczy, a ja nie chcę, abyś o nich myślała. Dalej, miałem nadzieję Ana, bo kimże bym był, gdybym jej nie miał. Chłopcy dzwonili do szpitali, lecz nigdzie Cię nie było, ja poszedłem na policję i... identyfikowałem zwłoki, które  na szczęście nie były Twoje. Odzyskałem wiarę w to, że wciąż tu jesteś.
 Wciąż jednak nie wiedziałem, gdzie mam Cię szukać, aż wreszcie zadzwoniła Twoja mama informując mnie, że przewieziono Cię do szpitala w Polsce.
 Wsiadłem w pierwszy samolot. Byłem tu od tygodnia, patrząc każdego dnia z nadzieją, że się obudzisz, że będę pierwszą osobą, jaką  zobaczysz, że to coś zmieni. - tak, Harry, to dzięki Tobie miałam siłę tu wrócić. - No i udało się. Ale... Będę musiał wracać za dwa dni do Anglii. - dodaje smutno, ale nagle jego twarz się rozjaśnia, jakby coś sobie przypomniał. Wyciąga z kieszeni jakiś wisiorek. - To miałaś przewiązane na dłoni. - marszczę czoło, widzę to pierwszy raz, chociaż... Kiedy przyglądam się dłużej, przypominam sobie kto właśnie nosił taką biżuterię.
Starsza pani z samolotu.
Mówiła mi, że mam się nie bać, że wszystko będzie dobrze. Ściskała moją dłoń, to dlatego.
Mój anioł stróż.
- Na sercu wygrawerowano napis "Zawsze miej nadzieję, ona Cię poprowadzi". Rozumiesz coś z tego? - chcę odpowiedzieć, jednak przypominam sobie, że nie mogę mówić i mam nadzieję, że przed wyjazdem chłopaka zdołają to naprawić, ponieważ mam mu  tak wiele do opowiedzenia. Przede wszystkim, mam wyznać mu moje uczucia, bo jeżeli nie zrobię tego w najbliższym czasie, to nie zrobię już nigdy.
- Ana? - wyrywa mnie z chwilowego letargu. Potakuję, odpowiadając na poprzednie pytanie chłopaka. Stuka palcem o podbródek, przyglądając się drobiazgowi. Wygląda, jakbym wpadł na jakiś świetny pomysł. Nachyla się nade mną i zapina na szyi. Dotykam go delikatnie dłonią, przypadkowo przejeżdżając opuszkami po dłoni Harry''ego. Czuję to dziwne naelektryzowanie, które zbliża nas do siebie,by po chwili ponownie rozdzielić. Paradoks losu.
- Więc, teraz to Twoje motto życiowe. - uśmiecha się, przyglądając mi się  z krzesełka. Kąciki moich ust także są uniesione w górę w szczerym, odwzajemnionym geście.
Siedzimy tak, a on opowiada mi o tym, co robią z chłopakami.
Tak przyjemnie się go słucha, dlaczego nie może być już tak zawsze? Ach, no przecież, on ma dziewczynę i karierę,  a ja wciąż pozostaję nic nie znaczącą Anastazją.
Utwierdzam się w tym przekonaniu, kiedy odbiera telefon.
- Hej, kochanie. - odwraca wzrok. Ani na moment podczas trwania rozmowy, nie spogląda na mnie, nawet kątem oka. To boli jeszcze bardziej. - Tak, wracam. Tak, obudziła się już. Tak, nie martw się. Tak, będę. Tak, tak, tak. Ile jeszcze razy mam to powtórzyć? - widzę, jak się irytuje.
- Okej, widzimy się jutro. - kończy. Wreszcie, ale moment, czy on nie miał być dłużej? Marszczę czoło, spoglądając na niego pytająco.
- Um, zaszły pewne komplikacje. - tłumaczy, a moje serce po raz kolejny rozdziera się na pół, bo dobrze wiem, co zaraz powie, mimo to cierpliwie czekam, aż będzie kontynuował.
- Harry? Obudziła się? - na salę wchodzi moja mama, trzymając z boku Daniela. Rozpromieniają się, widząc, że tu jestem, z nimi.
- Ale nie może mówić. - wyjaśnia, a ja potakuję.
- Pójdę porozmawiać z lekarzem. - mówi, po czym ponownie znika. Mój brat idzie za nią. Spoglądam niepewnie na Styles'a.
Siedzi ze skrzyżowanymi rękami, a zmarszczka na nosie pogłębia się. Intensywnie nad czymś myśli. W końcu przemawia:
- Ana, ja chciałem... - zaczyna, a w moim sercu rodzi się nadzieja. Powiedz to, powiedz cokolwiek. Ale on milczy.
Wstaje bez słowa i po prostu mnie opuszcza. Bez słowa... Co dalej?

Nie zdążę mu tego wyznać.
Choć bardzo chcę, to los i czas mi na to nie pozwalają.
Kolejny raz gubimy wspólną drogę.

W życiu bywa tak, że zawsze mamy pod górkę. Nawet, kiedy wydaje mi się, że będzie łatwiej, znowu zaczyna być bardziej stromo.

6 komentarzy:

  1. Wreszcie się obudziła ! Ale czemu nie może mówić ? Czy będzie miała problem z mową ? Mam nadzieję, że nie
    Rozdział świetny <3
    @lovju69

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże głupi Styles! Mógłby się postawić a nie taka ciamajda z niego! Jeśli tak będzie się zachowywał to nic z tego no wrrrrr!!
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. wow mam nadzije, że HArry wyszedł tylko na chwilę i zaraz wróci i rzuci w cholerę tę Victorie

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale on wróci tak...wróci ja wiem..
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .

    .
    A jeśli nie?!?!?!?!


    Doooobra wariuje..
    rozdział swieeetny
    Dzięki
    Next!!! :****

    OdpowiedzUsuń
  5. Powie to... NA PEWNO to powie! ZACZYNAM miec MAŁE wątpliwości... Takie malutie! Nie żeby coś, ale chyba przez to nie zasne i będę tu siedziec z komórką w ręce do rana. A niech cie Styles!

    OdpowiedzUsuń
  6. styles styles masz wpieprz od nas <3

    OdpowiedzUsuń