Kieruję się w stronę dobrze znanej mi kawiarni. Wchodzę do środka, a moje nozdrza rozkoszują się zapachem świeżo zmielonej kawy.
Zauważam niebieską czuprynę przy jednym ze stolików. Właśnie pochłania jakiegoś pączka. Podchodzę od tyłu, by ją wystraszyć, ale zdąża się odwrócić, kiedy akurat zatrzymuję się z rękami w górze i z głupią miną.
- Ana! - woła radośnie, wstając.
- Hej, Gemma. - uśmiecham się, przytulając z nią.
- Co słychać? Tak dawno Cię nie widziałam, pulpeciku! - nazywa mnie odkąd jedliśmy kolację w domu Harry'ego. Zrobiliśmy spagetti, ale ja nie lubię klopsików w nim i zaczęłam jęczeć, że ich nie zjem, więc Harry musiał zrobić dla mnie nowe.
- Jest okej, przyjechałam na chwilę do ojca, ale moja wizyta już się skończyła. - informuję ją, kiedy siadamy przy stole.
- Jak to? - pyta, nie rozumiejąc.
- No przyjechałam jakąś godzinę temu, twój brat mnie odebrał z lotniska. - kiedy to mówię, jej oczy świecą. Czy ja o czymś nie wiem? - Był ze swoją dziewczyną. - dodaję, na co momentalnie smutnieje. Kontynuuje mimo to. - No i powiedziałam ojcu, co o nim myślę, że już dla nas nie istnieje. Kocham go, ale... To on nas zostawił, on odszedł i więcej się nie odezwał. - tłumaczę, a Gemma potakuje, dając mi znać, że uważnie słucha.
- To przykre, ale Ana, duże dziewczynki nie płaczą. - uśmiecham się, słysząc jej słowa, szczególnie, że w tle słychać właśnie tą piosenkę.
- Wylałam wszystkie łzy przez ostatni rok, nie potrzebuję tego więcej. Muszę zapomnieć o wszystkim, co tu miałam i odbudować mój świat w Polsce. - mówię, zagryzając wargę.
- O wszystkim? Nawet o mnie? - pyta, marszcząc czoło.
- Jeżeli tego chcesz. - odpowiadam, wzruszając ramionami. Gemma robi dziwną minę, chyba próbuje udawać złą z marnym skutkiem.
- Oczywiście, że nie chcę głupolu! - uderza mnie lekko w ramię, a ja udaję, że umieram z bólu. Obydwie głośno się śmiejemy do momentu, w którym odzywa się za nami głos, którego od dnia dzisiejszego nie znoszę.
- Może byś zajęła się pracą, a nie ciągłymi pogaduszkami? - warczy, ale kiedy próg kawiarni przekracza Harry, momentalnie zmienia swoje nastawienie. - Możemy prosić po kawie? Robisz taką pyszną? - prycham słysząc jej aktualny ton. Mierzy mnie wyzywającym spojrzeniem, kiedy Styles spogląda na mnie pytająco.
Marszczy brwi, zauważając moje walizki.
- Co jest? - pyta, podchodząc do mnie, lecz Victoria natychmiastowo go odciąga. Ona naprawdę czuje się zagrożona.
- Nic. - wzruszam ramionami, zbierając moje rzeczy. - Będę lecieć. Pa, Gemma. Odezwę się. - mówię, przytulając niebiesko-włosom.
- Uważaj na siebie, Ana. - poucza mnie, na co chichoczę.
- Ty na siebie też, kłapouszku. - dziewczyna także się śmieje.
Chwytam rączkę walizki i torebkę, po czym bez słowa mijam zakochaną parę. Wzdycham ciężko, opuszczając lokal.
To ja miałam być na jej miejscu. Ja.
Idę powoli w stronę lotniska, na którym spędzę noc. Samolot odlatuje dopiero o szóstej rano, a mamy dopiero chwilę po czternastej.
Kupię sobie coś do jedzenia, usiądę i pobędę w samotności. Poszłam do Gemmy, bo liczyłam na dłuższą pogawędkę, lecz on musiał tam przyjść... z nią.
Krzyczę, kiedy ktoś pociąga mnie za ramię. Jednak owa osoba zasłania mi usta dłonią, mam ochotę mu ją pogryźć, ale wtedy rozpoznaję znajome tatuaże oraz pierścionki.
- Harry, zostaw mnie. - proszę błagalnym tonem, gdy odwraca mnie przodem do siebie.
- Dobrze, ale... - wpija się w moje usta z niebywałą namiętnością. Nie wiem dlaczego, ale odwzajemniam pocałunek. Chwilka, wiem, przecież ja go kocham.
Odsuwa się ode mnie, spoglądając wprost w moje oczy.
- Powiedz mi, że nic nie poczułaś, a zniknę na zawsze. - mówi, a ja rozważam w głowie odpowiedź. Jeżeli powiem, że coś mnie drgnęło, a raczej huragan przeszedł po całym moim ciele, to nic nie zmieni, on i tak będzie z Victorią, jeżeli powiem, że nic nie czuję, zranię siebie, lecz on się ode mnie odsunie.
Co mam mu powiedzieć?
Powinnam wyznać prawdę, ale to przyniesie mi jedynie więcej cierpienia.
- Ja... - zaczynam, ale nie zdążam dokończyć, ponieważ w oddali słychać już głos jego dziewczyny, boziu, jak to okropnie brzmi.
- Muszę iść. Ale wiem, że coś dalej jest. Proszę, nie zapomnij o mnie. Wrócę po Ciebie, Anastazjo. - po raz ostatni łączy swoje miękkie, rozgrzane wargi z moimi w słodkim, przyjemnym pocałunku.
Zagryzam wargę, spoglądając, jak się oddala.
Stoję tam jeszcze chwilę, dopóki całkowicie nie znika mi z oczu.
Spuszczam głowę, żałując, że nie zdołałam dokończyć swoje zdania.
- Ja Cię kocham, Harry. - mimo to, wyszeptuję te słowa, pozwalając wiatru ponieść je dalej. Kto wie, może i dotrą także do uszu tego, o którym mowa.
Głupie gadanie.
Nie wierzę już w jego obietnice.
Kiedy stąd wyjeżdżałam pierwszy raz, obiecał, że znajdzie mnie, a teraz co? Ma inną? Jestem zagubiona w tym wszystkim.
Z jednej strony jest mój Harry, choć mój to znaczenie względne w tym przypadku, a z drugiej strony jest; już tym razem bezwzględnie; z Victorią.
Z ciężkim westchnięciem ponownie ruszam w stronę lotniska.
***
Dzwonię do mojej mamy, podczas czekania na posiłek w jednej z restauracji w budynku. Pozostało mi jedynie 13 godzin siedzenia tutaj.
- Halo? Ana, co się stało? - od razu pyta z przerażeniem w głosie, uśmiecham się. Przynajmniej ona się o mnie troszczy tak, jak powinna.
- Nie martw się tak. Będę jutro. O szóstej mam wylot. - informuję ją, akurat wtedy, kiedy kelnerka przynosi moje zamówienie.
Dziękuję jej bezgłośnie, a ona z uśmiechem życzy mi smacznego.
- Okej, ale na pewno wszystko dobrze?
- Tak, mamusiu. - zapewniam ją, choć kłamię, nie chcę, aby niepotrzebnie to przeżywała.
- Dobrze, kocham Cię, do zobaczenia jutro. - odpowiadam jej tym samym i rozłączam się.
W spokoju konsumuję posiłek, gdy ktoś przysiada się do mojego stolika, chcę od razu ochrzanić daną osobę za nie zapytanie mnie o zgodę, lecz zauważam znajomą starszą panią.
- O, nie spodziewałabym się. - mówię, spoglądając na nią. Uśmiecha się lekko, lecz nie sięga to jej oczu, które wydają się naprawdę smutne.
- Ja też. - odpowiada, nieco zachrypniętym głosem, jakby z płaczu.
- Stało się coś? - pytam, odkładając sztućce. Dotykam jej dłoni, położonej na stole swoją.
- Ja... Ja nie zdążyłam, Anastazjo. - odpowiada, a łzy zaczynają spływać po jej policzkach. - Czekał na mnie trzydzieści lat, po tym, jak stąd wyjechałam. Zdążyłam ułożyć sobie życie, bo wydawało mi się, że on także zdążył to już zrobić, ale... Okazało się inaczej. Został sam, bo ja nie dotrzymałam obietnicy. Kiedy wreszcie chciałam to zmienić i przyjechałam tu, dowiedziałam się, że on... Że on nie żyje. - kończy swoją historię, a ja także zalewam się łzami.
Mam wrażenie, że ta historia jest mi o wiele bliższa, niż mogę przypuszczać.
- Ano, mogę prosić Cię o jedno? - potakuję, czekając na kontynuację z jej strony. - Jeżeli on Cię znajdzie i przyjedzie po Ciebie lub jeżeli kiedykolwiek wasze drogi zejdą się ponownie... Nie zepsuj tego tak, jak ja. Bo miłość, ale ta prawdziwa pojawia się w naszym życiu raz i od nas zależy, czy będziemy o nią walczyć, aby dotrwała do końca. - to piękne słowa starszej, doświadczonej przez życie kobiety.
- Jeżeli tak będzie, to zrobię to. - odpowiadam z pewnością w głosie.
Ona wie, co mówi, wiem to.
Musisz ufać tym, którzy wiedząc więcej, wiesz dlaczego? Bo nie każdy błąd w życiu można naprawić.
Bożee denerwuje mnie ta cała Victoria. Nie mogę się doczekać aż Harry ją żuci ;D:D
OdpowiedzUsuńTakie piękne słowa od tej starszej pani ;")
Rozdział świetny <3
@lovju69
Ale nas kochana rozpieszczasz z tymi rozdziałami :D ale to dobrze! Rób tak dalej i pisz jak najwięcej :D Normalnie Kocham Cię za to opowiadanie :*
OdpowiedzUsuńNo, a co do rozdziału... wrrrr... nie cierpię tej Victoria? Ostatnio nazwałam ją Veronicą więc :D Widać nie jest warta mojej uwagi :D a jeśli nie jest warta mojej to tym bardziej nie powinna być warta uwagi Harry'ego :D A więc niech się chłopak zbiera kopnie ją w dupę i wróci po Annę :D
Czekam na kolejny rozdział :*
Pozdrawiam ;*
znowu świetny <3
OdpowiedzUsuńNo w końcu dotarłam i tutaj!
OdpowiedzUsuńHarry miesza w głowie nie tylko Anie. Mnie również. Dlaczego on musi być taki niezdecydowany? To chyba proste. Nie zwraca uwagi na to, co mówi i co chce od niego zarząd, nie obchodzi go opinia całego świata, ale za to zwraca uwagę na swoje szczęście i dziewczynę, która mu je daje. Proste Harry, no nie? Więc rusz tyłek i niech Twoje obietnice teraz okażą się prawdziwe, bo jeśli nie to... nie będę Cię więcej broniła. Jestem ciekawa, co teraz zrobi Ana.
Kochana, szalejesz z tymi rozdziałami, aż zazdroszczę Ci tej weny! Trzymaj się cieplutko <3
ciekawy ciekawy czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńKocham ta kobietę i jej radę<3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
OdpowiedzUsuńBoże. Tak strasznie mi przykro z powodu tej kobiety..;c
Jejju hazz przyjechał do nie na lotnisku ona już miała powiedzieć ze go kocha a tamta skrzeknęła i on leci..ehh ;/
Dziekuje
Next!!! ;*
No nareszcie przeczytałam i jestem zdezorientowana całą tą wyprawą. Wszystko dzieje się tak szybko, Harry znika i się pojawia, miesza i ucieka. W dodatku jej ojciec, cóż za okropny typ człowieka, zupełnie jak Victoria.
OdpowiedzUsuńJestem trochę w tyle i aktualnie nadrabiam, ale muszę powiedzieć, że rozdział boski! <3 Jak wszystkie. A ta starsza pani tak mnie rozczuliła tą mową, że się popłakałam :'( Kocham ten blog! xx
OdpowiedzUsuń@crazymofo_yep