wtorek, 15 kwietnia 2014

– Rozdział 1 –


Budzę się prawie godzinę przed moim budzikiem, na dworze panuje jeszcze mrok. Spoglądam smutno na drzewo, które widziałam zawsze, kiedy otwierałam oczy. Ostatni raz. Spuszczam głowę, próbując odrzucić od siebie te tysiące kłębiących się myśli, wspomnień... Muszę przestać, to mi nie pomoże, tylko pogorszy sytuację, która sama w sobie już jest wystarczająco beznadziejna.
- Ana? - słyszę cichutki głos, mojego młodszego brata, na którego dźwięk od razu reaguję, siadając na jego łóżku.
- Tak? - pytam niepewnie, bojąc się, że mogę nie być w stanie zaspokoić jego ciekawości lub, co gorsze rozsypać się na jego oczach.
- Już jedziemy? - przeciera oczy dłońmi, a ja mrużę oczy.
- Jeszcze nie. Połóż się, masz jeszcze dużo czasu. - mówię, starając się brzmieć... normalnie? Nie wiem, po prostu nie chcę, aby widział, jak cierpię. Wystarczy mi to, że wszyscy dookoła mają mnie już dość. Dlaczego? Ponieważ, cytuję "myślę tylko o sobie, jakbym to ja, była pępkiem tego świata". Tak, to słowa mojego chłopaka, właściwie już byłego. Powód jest oczywisty. Mam dylemat pomiędzy żałowaniem, a zdaniem sobie sprawy z mojej głupoty.
 Żałować tego, że pokochałam takiego idiotę, czy odgrażać się samej sobie za głupotę, która doprowadziła mnie do kochania tego chłopaka? Naprawdę trudny wybór, chyba zdecyduję się na obie wersje.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - dodaje jeszcze, po czym odwraca się do mnie plecami, wracając do przerwanego snu.
Jak to jest, że jestem jego starszą siostrą i to ja powinna go wspierać, a wszystko dzieje się odwrotnie? To on, odkąd dowiedział się o wyjeździe podtrzymuje mnie na duchu, powtarzając niczym mantrę słowa pocieszenia oraz wsparcia.
Biorę głęboki oddech, rzucając jeszcze okiem na chłopca. Zdążył już zasnąć - szybki jest. Uśmiechając się lekko, wstaję powoli z łóżka, kierując się w stronę łazienki, uprzednio zabierając przygotowane poprzedniego wieczoru ubrania z krzesła obrotowego.
Po krótkim, odprężającym prysznicu ubieram czarne legginsy i szarą bluzę z nadrukiem, maluję się delikatnie, a włosy szczotkuję pozostawiając je rozpuszczone. 
Będąc w kuchni nabiera mnie ochota na gorący kubek herbaty. Kiedy woda gotuje się już 
w czajniku, wyciągam z szafki kubek i wrzucam do niego torebkę z esencją.

Siadam wygodnie na krześle z napojem w dłoniach, wzrok skupiając na wschodzącym słońcu. Uwielbiam ten widok, jednak rzadko mam okazję go ujrzeć. Nie należę do porannych ptaszków, dzień zaczynam dopiero po dziesiątej rano. Dopiero wtedy mój organizm zaczyna poprawnie funkcjonować.
- Nie śpisz już? - z zamyślenia wyrywa mnie głos mojej mamy, która poprawia koszulę nocną, przekraczając próg pomieszczenia.
- Nie umiałam. - mruczę cicho w odpowiedzi, nieco zachrypniętym głosem.
- Wujek będzie po dziewiątej. Samolot mamy o dwunastej piętnaście, nie możemy się spóźnić, dlatego załatw wszystko, jak najszybciej. - poucza mnie, na co wywracam oczami.
- Nie martw się. I tak już nie mam nikogo. Nie mam czego "załatwiać". - mówiąc ostatnie słowo, gestem dłoni kreślę w powietrzu cudzysłów. Odkładam kubek do zlewu, po czym bez słowa wymijam ją, wracając do mojego pokoju.
Siadam przy biurku, lecz wcześniej sięgam po książkę. Otwieram na odpowiedniej stronie, oddając się całkowicie historii z "Wichrowych Wzgórz".

- * -

Nie wiem, ile czasu zajęło mi czytanie, lecz kiedy zerkam na zegarek z przerażeniem stwierdzam, że jest już po ósmej i jeżeli nie wyjdę w ciągu dziesięciu minut mama mnie zabije.
Wkładam lekturę do torby, pospiesznie wkładając kurtkę oraz buty. Zerkam ostatni raz 
w lustro i stwierdzając, że jest w porządku opuszczam mieszkanie, krzycząc krótkie "cześć".

Ostatni raz - powtarzam w myślach, zerkając na kamienicę. Stary, nie zachęcający niczym, budynek, a jednak dla kogoś takiego, jak ja był domem, do którego zawsze chciałam wracać, bo to właśnie tu, było moje miejsce. Boję się tego, gdzie może być teraz.
Grzebiąc w torbie, nieudolnie próbuję wyciągnąć mojego iPod'a, który jakby na złość wciąż ucieka mi spod palców.
Mam Cię - mówię sama do siebie, gdy w końcu udaje mi się go chwycić. Zadowolona wkładam słuchawki do uszu, z których zaczyna wydobywać się łagodny głos Mandy Moore, umilający mi drogę do szkoły, która dzisiejszego dnia wydawała się niezwykle krótka. 
Za krótka - powtarza moja podświadomość, jednak staram się to zignorować. Muszę być silna, przecież i tak nic nie zdziałam, a będę zmuszona jakoś tam przetrwać... sama.
Wpatruję się w obraz za oknem, jadąc autobusem. W mojej głowie znów pojawią się nieproszone wspomnienia. Chciałabym, aby wreszcie przestały pojawiać się w najmniej oczekiwanych momentach.
- Ana? - odwracam się na dźwięk tego głosu.
- Lena? - mówię niepewnie, przez co moje słowa brzmią bardziej, jak pytanie.
- Wiesz, bo ja...- zaczyna, a w jej oczach dostrzegam łzy. Bez zbędnych formułek obejmuję ją ramionami, czując, że nie jestem już w stanie się powstrzymać, także pozwalam spłynąć kilku łzą po moim policzku.
Stoimy tak dłuższą chwilę, dopóki zniecierpliwieni ludzie nie zaczynają nas odsuwać od autobusu siłą.
- Nie wierzę w tą dzisiejszą młodzież. - rzuca jakaś starsza kobieta, kręcąc głową. 
- Chyba nas nie lubią. - śmiejemy się, pomimo powagi sytuacji, lecz to właśnie sprawia, że jesteśmy od zawsze razem. Potrafimy nawet w najgorszej sytuacji zdobyć się na odrobinę radości.
- Nie chcę żebyś jechała... - zaczyna dziewczyna, kiedy już ruszamy przed siebie, wiedząc, iż ani ludzie, ani czas nie poczeka, aż zdążymy się pożegnać, ponieważ potrzebowałybyśmy na to, co najmniej wieczności. - Ale rozumiem, nie masz wyjścia. Proszę Cię o jedno, nie zapomnij o mnie. Dzwoń, pisz, wysyłaj listy, cokolwiek, co sprawi, że będę wiedziała, że wciąż jestem gdzieś tam. - wskazuje palcem najpierw na moje czoło, a następnie na serce.
- Nie mogę zapomnieć o najważniejszej osobie. - mówię cicho, posyłając jej blady uśmiech. Tak naprawdę bardziej boję się tego z jej strony. Wokół nas jest pełno ludzi chętnych do zaprzyjaźnienia się z uroczą, wesołą i pomocną Leną, nie z Anastazją, wiecznie zamkniętą, niepewną i nieśmiałą. Do tego, to ja będę w zupełnie obcym mi miejscu, kulturze...
Nie chcąc zadręczać się dalej pesymistycznymi myślami, zaczynam rozmowę na temat najbliższego wolnego, czyli majówki. Rozmawiałam już z rodzicami na temat zaproszenia dziewczyny do naszego nowego domu, na co się zgodzili. Jeżeli mama mojej przyjaciółki nie zmieni zdania, zobaczymy się już niedługo! Dobrze, wiem, że trzy miesiące to nie jest mało, ale lepsze to, niż ponad pół roku, o ile nie więcej.
Kiedy dochodzimy pod blado-błękitny budynek naszego liceum czar chwilowej rozmowy 
z Leną pryska, a na jego miejsce wkracza prawdziwa rzeczywistość w kilkunastu odcieniach szarości.
- Muszę iść do sekretariatu, potem zajrzę jeszcze do Was na polski i... jadę. - ostatnie słowo 
z trudem przechodzi mi przez gardło. Dziewczyna słysząc je od razu pochmurnieje.

- Uh... dobrze. - odpowiada cicho, poprawiając nerwowo ramię plecaka. - Idę, bo muszę jeszcze zostawić kurtkę. - dodaje, po czym kieruje się na dół po schodach.
Rozglądam się smutno po korytarzu, przejeżdżając wzrokiem po twarzach uczniów siedzących na ławkach. Ignorując ukłucie gdzieś w okolicach serca, odwracam się, idąc prosto do pomieszczenia, będącego moim celem.
Pukam delikatnie. Gdy zza drzwi odzywa się kobiecy głos, naciskam klamkę i wchodzę do środka, gdzie od razu zderzam się z czyimś twardym torsem.
- Przepraszam. - mówimy dokładnie w tym samym momencie, przez co na mojej twarzy pojawia się niewielki uśmiech.
Unoszę głowę do góry, napotykając intensywne spojrzenie brązowych oczu. Kiedy chcemy coś powiedzieć, coś więcej prócz zwykłego odruchu warunkowego, przerywa nam pani Ewa, będąca sekretarką.
- Panno Manik, oto papiery. Musisz się jeszcze podpisać w tym miejscu i jesteś wolna. - rzeczowa kobieta. Robię, co każe, następnie zabieram odpowiednie zaświadczenia, po czym opuszczam pomieszczenie, z którego, jak zdążyłam zauważyć, wyszedł tamten chłopak.
Idę na górę, ciesząc się, że jest już kwadrans po dzwonku na lekcję, przynajmniej nie muszę przeciskać się przez tłumy ludzie, tak, jak zwykle tu bywało.
Tym razem nie pukam, tylko od razu przekraczam próg sali.
- Dzień do... - nie jestem w stanie dokończyć, ponieważ głos utyka mi w gardle, w oczach momentalnie stają łzy, gdy widzę przed sobą moją klasę wraz z wychowawczynią, a za nimi napis składający się z mojego imienia i słów wsparcia. 
Lena trzyma w dłoniach misia, ubranego w białą koszulkę. Spoglądam na nich, nie potrafiąc wydobyć z siebie choćby jeden literki.
- Będziemy tęsknić. - na przód wysuwa się Aleks, który podchodzi do mnie otulając mnie swoimi ramionami, a w ślad za nim idzie reszta.
Na koniec podchodzi moja przyjaciółka, wręczając mi pluszaka.
- Żebyś zawsze wiedziała, że masz dokąd wracać. - szepcze, po czym natychmiastowo wpada w moje ramiona. Odwzajemniam uścisk, w którym trwamy, trwamy i pewnie trwałybyśmy dłużej, gdyby nie dźwięk mojej komórki.
- Muszę iść. - mówię słabo, delikatnie ją od siebie odsuwając.
Ostatni raz uśmiecham się do każdego, tuląc wszystkich po kolei. Słyszę jeszcze wiele miłych słów, po czym jestem zmuszona opuścić mury liceum. Liceum, o którym zawsze marzyłam, do którego się dostałam,  a które teraz jestem zmuszona opuścić.
Przed budynkiem stoi czarne volvo mojego wujka, w nim widzę już mamę z bratem. Rzuca okiem na szkołę, aby następnie wsiąść do samochodu i odjechać z piskiem opon w stronę lotniska.
Ostatni raz - po raz kolejny to słowo pojawia się w moich myślach i nie chce odejść, nawet po wejściu do samolotu.

od autorki: I oto mamy 1 rozdział! Mam nadzieję, że się Wam podoba i będziecie komentować, bo to naprawdę pomaga,
a przede wszystkim daje motywacje do dalszego pisania :) 
No więc, czekam na wasze opinie :)
pozdrawiam i do następnego! ♥


9 komentarzy:

  1. Rozdział pomimo, że serio smutny, moim zdaniem jest słodki. Miś od klasy na pożegnanie Any jest słodki no. Sądzę, że 1 rozdział zawsze jest trudny do napisania, ma się już dużo fabuły w głowie, a trzeba wszystko zacząć z sensem i ciekawie. TOBIE SIE TO UDAŁO. GRATKI.

    @iiwannabedrunk

    P.S LENA. SWIETNE IMIE WYBRALAS.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo bardzo bardzo mi się podoba :* Czekam na kolejny rozdział <3

    Adiś

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy rozdział na wieeeeelki +!
    Naprawdę, poruszył mnie bardzo, szczególnie przy tym momencie jak klasa zrobiła jej niespodziankę i potem jak ona się z nimi żegnała...
    Jeszcze ta nuta, idealna do tego rozdziału!
    super rozdział oby więcej takich ciekawych!

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaa rozdział jest smutny, aczkolwiek rzeczowy. Żegna się z klasą i dostaje misia :3 to słodkie i miłe. A piosenka - idealnie się wpasowała :)
    Będę tu zaglądać !

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przepadam za komentowaniem pierwszych rozdziałów, gdyż niewiele można po nich powiedzieć. Szablon dość dobrze się wkomponował, ta szarość ewidentnie wprowadza nas w również szarą rzeczywistość bohaterki, która właśnie przechodzi poważne zmiany w swoim życiu. Pozostawienie swego domu, jak i bliskich, jest niezwykle trudne i naraża relacje na ich zerwanie, dlatego zrozumiałe jest samopoczucie Any. Wydaje mi się jednak, że mimo iż nie jest pozytywnie nastawiona do zmiany, która zapewne została jej narzucona, wydaje mi się to tylko przejściowym etapem, który towarzyszy ludziom przy niesprzyjających ich sprawom zmianach. Jest młoda, dostaje szanse na nowy start i na pewno po czasie doceni to, co ją spotkało. Będę zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  6. czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku, jak tak czytałam utożsamiłam się z główną bohaterką... Już niedługo ja wyjdę z tej szkoły z dokumentami i usłyszę "jesteś wolna". Na szczęście ja nie wyjeżdżam nigdzie daleko, hihi. Nie pozbedziecie się mnie tak łatwo! Ogólnie bardzo mi się podoba. Po raz kolejny odwaliłaś kawał dobrej roboty, jestem dumna. Czekam na nexta <3

    @suuunshine_
    PS JESZCZE RAZ NAZWIESZ MNIE PAŁĄ TO UŻYJE MOJEJ ŁOPATY

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest niesamowity! ;D to dopiero początek, a już tyle emocji ;) mam nadzieję, że dalej będziesz tak pisać ;)
    ~M.

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest coś cudownego, przy końcówce miałam łzy w oczach. Naprawdę świetnie piszesz i oby tak dalej. Informuj mnie o nowych rozdziałach :) @hellomylarreh

    OdpowiedzUsuń